[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sally wypatrywa³a ibisa czczonego, niestety, wci¹¿ na pró¿no.Podró¿, od czasu kiedy w tak dramatycznych okolicznoœciach, pozbyli siê uci¹¿liwych wspó³towarzyszy, sta³a siê o wiele przyjemniejsza.Podró¿ni coraz bardziej z¿ywali siê z za³og¹, a w odniesieniu do Nowickiego i Patryka mo¿na by mówiæ wrêcz o przyjaŸni.Marynarz niemal nie rozstawa³ siê z reisem.¯a³owa³ jedynie, ¿e ten, jako gorliwy mahometanin, nie podziela jego ciep³ego stosunku do rumu jamajki, ale i to nie przeszkodzi³o im przeœpiewaæ jednej nocy a¿ do rana.Po dwunastu dniach dobili do Asjut, stolicy Górnego Egiptu, g³Ã³wnego oœrodka koptyjskiego.Tam uzupe³nili zapasy ¿ywnoœci.W cztery dni po wizycie w Asjut minêli miejscowoœæ Kina, zwan¹ w staro¿ytnoœci Cenopolis, le¿¹c¹ na szlaku karawan id¹cych do Mekki.O cztery dni pustynnej drogi na zachód, nad Morzem Czerwonym, po³o¿ony by³ port Al-Kusajr, gdzie pielgrzymi wsiadali na statki.W po³owie kwietnia dotarli wreszcie do Luksoru.Pustynia miejscami siêga³a tu ju¿ samego Nilu, a ³añcuch Gór Libijskich zdawa³ siê byæ w zasiêgu rêki.Wzd³u¿ brzegu ci¹gnê³y siê monotonnie ogrody oraz zasiane traw¹ i bawe³n¹ pola, uzbrojone w urz¹dzenia do nawadniania.Krajobraz urozmaica³y d³ugie szeregi palm tybetañskich, zwanych dum.Sally by³a urzeczona.Marzy³a o tej chwili od lat.Patrzy³a z zachwytem na szcz¹tki kamiennego wybrze¿a, pamiêtaj¹cego czasy faraonów.W wyobraŸni widzia³a pe³ne ludzi, ¿yj¹ce, bogate miasto.Wydawa³o siê jej, ¿e ju¿ za chwilê zobaczy lektykê dostojnika, rydwany wojowników albo Charona przewo¿¹cego z Karnaku i Luksoru do Teb Zachodnich zmar³¹ osobistoœæ.Œni³a na jawie, nie s³ysz¹c ¿e Tomek powtarza ju¿ po raz trzeci.- Sally, kochanie, jesteœmy na miejscu!Tak, czu³a to! Byli na miejscu.Tym miejscu, które powoli ods³ania³o tajemnice sprzed tysiêcy lat.CHWILE GROZYWilmowscy postanowili u¿ywaæ w Luksorze panieñskiego nazwiska Sally.Lord Allan z ma³¿onk¹ i siostrzeñcem oraz towarzysz¹cy im lokaj zamieszkali w apartamencie na jednym z wy¿szych piêter hotelu “Winter Palace”.Z tarasu apartamentu mogli ogl¹daæ ponury pejza¿ ruin Karnaku, rozleg³y fragment Nilu i piêtrz¹ce siê na zachodnim brzegu skalne urwiska.Sally nie pozwoli³a im och³on¹æ po trudach przebytej drogi.Najpierw nalega³a na spacer wœród staro¿ytnych ruin Karnaku, co zajê³o im dobrych kilka godzin.Teraz, po pó³godzinnym wyk³adzie z historii Teb, gdy wymieni³a ju¿ wszystkie panuj¹ce dynastie i co ciekawszych faraonów, “powêdrowa³a” do nekropolii na zachodnim brzegu i rozpoczê³a opowieœæ o odkryciu poszczególnych grobowców.Jak zwykle nie wytrzyma³ Nowicki.- Sikorko, daj odetchn¹æ! Mam ju¿ dosyæ tych trumiennych historii.Znów od samego pocz¹tku karmisz nas mumiami.Na razie pobêdziemy w mieœcie ¿ywych, umarlakami zajmiemy siê potem.- Myœlê, ¿e za parê dni do³¹cz¹ do nas ojciec ze Smug¹ - wszed³ w rozmowê Tomasz, by zmieniæ nu¿¹cy dla nich temat.- Tymczasem nie siedŸmy z za³o¿onymi rêkami, wdychaj¹c ten przeklêty, suchy pustynny py³ - westchn¹³ Nowicki.Rzeczywiœcie, wia³ chamsin, po³udniowo-wschodni wiatr pustynny.Jak zawsze niós³ ze sob¹ tumany piasku, kurzu, suchej mg³y.Nazywany przez Arabów truj¹cym, zazwyczaj wia³ niemal bez przerwy przez piêædziesi¹t dni.By³a to zaiste “przeklêta pora”, powoduj¹ca napiêcia tak¿e miêdzy ludŸmi.Przejmuj¹ce wycie nie wp³ywa³o bowiem koj¹co na nerwy.Niemal wszyscy stawali siê nerwowi i skorzy do sporów.Sally nie zorientowa³a siê w nastrojach towarzyszy i wyst¹pi³a z propozycj¹, która nie mog³a byæ, po Kairze, entuzjastycznie przyjêta.- Mo¿emy przecie¿ zwiedzaæ tutejsze zabytki.- Ech, ta znowu swoje.Tylko te kamienie ci w g³owie.Mam ju¿ od nich ³epetynê pe³n¹ zamêtu.Nic, tylko zwiedzaj i zwiedzaj! - zirytowa³ siê Nowicki.- Wypada nam jednak zobaczyæ to i owo - ³agodzi³ Tomasz.- To sobie zwiedzajcie! Ja wola³bym nieco powêszyæ - zaznaczy³ Nowicki.- Jedno nie przeszkadza drugiemu - mitygowa³a Sally.- Proponujê zobaczyæ jeszcze dziœ œwi¹tyniê w Luksorze.- Po có¿ tam iœæ.Przecie¿ widaæ - Nowicki gestem wskaza³ pobliskie ruiny i niespodziewanie pocz¹³ parodiowaæ styl przewodników oprowadzaj¹cych wycieczki.- Jesteœmy na dziedziñcu, oto wschodni portyk.St¹d mamy widok na kolumnadê, a kolumny stoj¹ jak na paradê.To s¹ reliefy, ten pos¹g z wieku przed wiekami, a tamten jeszcze wczeœniejszy.Te kolumienki s¹ papirusowe, bo roz³o¿yste jak liœcie, a tamte, proszê pañstwa, zamkniête, maj¹ kszta³t kwiatu lotosu, a to tutaj to jest brr.pyton, nie, pylon.Przez westybul przechodzimy do sali hypostylowej.Patrzmy na œciany.Co widzimy, proszê szanownych pañstwa? To sceny prowadzenia jeñców, a to zarzynanie wo³Ã³w.- m³odzi Wilmowscy byli zdumieni zarówo nagle ujawnionym rozdra¿nieniem starego druha, jak i jego talentem do zapamiêtywania trudnych terminów.- Niech siê zamieniê w sardynkê zamkniêt¹ w blaszanej puszce, jeœli wkrótce nie stanê siê znawc¹ sztuki egipskiej - marynarz odetchn¹³ g³êboko.- Co masz jeszcze w zanadrzu, sikorko? Wyci¹gaj, bo niecierpliwie czekam.Czy tylko ta œwi¹tynia w Luksorze tak ciê absorbuje? Wola³bym ju¿, do stu funtów hawajskiego tytoniu, jechaæ i popatrzeæ na tych umarlaków naprzeciw.- Raz mówisz tak, raz tak, kapitanie - Sally poczu³a siê ca³kiem rozbrojona.- Jesteœmy przecie¿ tu dopiero od wczoraj i ju¿ zwiedziliœmy ca³y kompleks œwi¹tyñ w Karnaku, który by³ pó³nocn¹ dzielnic¹ Teb.W Luksorze, stanowi¹cym niegdyœ po³udniow¹ czêœæ miasta, jest tylko jedna œwi¹tynia.- Wszystko jak na d³oni widaæ z tego tarasu - z uporem powtórzy³ Nowicki.- Tak, mo¿emy siê czuæ trochê jak ¿o³nierze Napoleona, którzy przybyli tu w pogoni za Mamelukami pokonanymi w bitwie pod piramidami i zaprezentowali broñ na znak zachwytu dla tej œwi¹tyni.- Sally znowu nie mog³a siê powstrzymaæ.- Zbudowa³ j¹ Amenhotep III, ojciec faraona, który próbowa³ zmieniæ wiarê w Egipcie.- Pamiêtam, pamiêtam - odrzek³ Nowicki.- Mia³ na imiê Echnaton.To ten, co w nazwie bóstwa zmieni³ jedn¹ literê.- Tak, w³aœnie on.Echnaton albo Amenhotep IV - uzupe³ni³a Sally.- Ziêciem, którego z kolei by³ Tutanchamon - tym samym tonem wtr¹ci³ Tomasz.- Niech wam bêdzie.Piêkna œwi¹tynia, zbudowana wzd³u¿ Nilu, ma ze 260 metrów d³ugoœci, jak porz¹dny okrêt dalekomorski - uspokaja³ siê Nowicki.- Ale, skoro ju¿ jesteœmy przy tym, jak go zwa³.Tu, tam.Tuman.Cham.- marynarz zapl¹ta³ siê niczym Patryk.- Niech mnie wieloryb po³knie, jeœli nie po³amiê sobie na nim jêzyka - westchn¹³.- Skoro ju¿ przy tym trudnym faraonie jesteœmy, to weŸmy siê do rzeczy i zacznijmy wêszyæ.Po to tu przecie¿ przybyliœmy.- To dziwne, ¿e pamiêtasz tyle szczegó³Ã³w z wyk³adów Sally, a zapominasz imiê tego faraona.- Zawsze mia³em k³opoty z nazwiskami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]