[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jesteœmy prostakami.Ani barbarzyñcami - doda³ t³umacz.- Mamy radio i kontaktujemy siê ze œwiatem.Czasem nawet k¹piemy siê, gdy nie ma suszy.Uzbroiliœmy kraj.- Mamy wiele szacunku dla dzielnych ¿o³nierzy kirghis-kich.- Oœwiadczy³ Atta patrz¹c na Oresiasa.- Jesteœmy intruzami i pokornie prosimy o ³askê.Jesteœmy pewni, ¿e pod bo¿ym niebem i nad diabelskimi trawami, wielki jeŸdziec Batur Czingiz nie odmówi nam tego.- Oresias zmru¿y³ oczy, lecz nie protestowa³ przeciw dyplomatycznym zabiegom Atty.- Ciesz¹ mnie twoje m¹dre s³owa.Ale ³aska nie zale¿y ode mnie.Jestem ¿o³nierzem, a nie wodzem.Doœæ na razie.Czy mo¿ecie powiedzieæ wiêcej, zanim zapytam prze³o¿onych, co z wami zrobiæ?Rita zadr¿a³a.Odebrano jej obojczyk, gdy zosta³a wyci¹gniêta ze œmig³owca.Nie wiedzia³a, co dzia³o siê z bram¹.Nadchodzi³a noc.Przede wszystkim chcia³a byæ jak najdalej st¹d, daleko od sprawy, w któr¹ wci¹gnê³a j¹ babka i Jej Imperia³ Hypselotes.By³a przera¿ona.W ci¹gu ostatnich godzin zrozumia³a kilka rzeczy, na które dotychczas stara³a siê nie zwracaæ uwagi.Nie by³a nieœmiertelna.Ci ludzie mogli j¹ ³atwo251zabiæ.Lugotorix nie by³ w stanie jej obroniæ, choæ w razie potrzeby gotów by³by umrzeæ pierwszy.Sama doprowadzi³a do tego.Nie bêdzie jej ³atwo oskar¿yæ o wszystko ojca i Patrikiê.Sama zgodzi³a siê tu przylecieæ.Wprawdzie nie mog³a przewidzieæ, co postanowi Kleopatra, gdy zobaczy instrumenty Patrikii, ale.Zadr¿a³a raz jeszcze.¯o³nierze wyprowadzili ich z namiotu i zagnali do tymczasowego wiêzienia, zrobionego z p³Ã³tna namiotowego zaci¹gniêtego na kijki i drewniane paliki.Prowizoryczna zagroda nie mia³a dachu, wiêc hula³ po niej zimny wiatr.-Toju¿koniec -powiedzia³ Atta, gdy skoœnoocy stra¿nicy zamykali za nimi ogrodzenie.Wiêzienie by³o bardzo prowizoryczne, ale zastraszeni jeñcy nie mieli odwagi nawet dotykaæ p³Ã³tna.Stra¿nicy przy pomocy gestów dali im do zrozumienia, ¿e bêd¹ strzelaæ, jeœli tylko ktoœ spróbuje wybrzuszyæ tkaninê.Czuli, ¿e po drugiej stronie s¹ strzelby gotowe do strza³u.Rita usiad³a na kamieniach obejmuj¹c kolana rêkoma i opieraj¹c na nich twarz.Przez wiele godzin bala siê i teraz bola³o j¹ cale da³o.Chcia³a siê wysiusiaæ, ale nikt nie pomyœla³ jeszcze o urz¹dzeniu latryny, a ona sama by³a zbyt zdenerwowana i zmêczona, by siê za to zabraæ.Zanosi³o siê na to, ¿e bêdzie musia³a i o to zatroszczyæ siê sama.Spojrza³a na gwiazdy, które nigdy jeszcze nie wygl¹da³y tak ¿a³oœnie i poczu³a, jak ch³Ã³d przenika w g³¹b jej cia³a."O niczym nie wiedz¹ i o nic siê nie troszcz¹."Bogowie nic tu nie znaczyli.Jak daleko siêga³a w³adza Athene? Poza Gai¹ nie mia³a chyba ¿adnego znaczenia.Modlitwa nie przynios³a jej pociechy, a strach przed rych³¹ œmierci¹ z dala od Rodos nie ustêpowa³.- A niech to wszyscy diabli, muszê siê wysikaæ - powiedzia³a g³oœno.Jama Atta popatrzy³ na ni¹ z góry, marszcz¹c brwi.- Ja te¿ - powiedzia³.- Musimy.252Nagle Rita dostrzeg³a coœ fascynuj¹cego - nad stepem w ca³kowitej ciszy przesuwa³a siê fosforyzuj¹ca zielona linia.-.zrobiê ogrodzenie tam w rogu - kontynuowa³ Atta.Linia minê³a ich zagrodê.Nie mo¿na by³o ustaliæ, jak daleko od ziemi siê porusza³a.Po chwili pojawi³a siê nastêpna poprzeczna linia.Skrzy¿owa³y siê nad ogrodzeniem, a wiêc by³y pewnie niezbyt daleko.Coœ dzia³o siê w bramie.Linie oddali³y siê.Zza ogrodzenia dobiega³y odg³osy rozmów, szurania butami i szelest trawy - nie by³o w nich nic niezwyk³ego.Obóz pogr¹¿ony by³ prawie zupe³nie w ciemnoœci.Rita czu³a zapach b³ota, ludzkiego cia³a i wilgotnego stepu.Bezwolnie podesz³a za Att¹ w róg ogrodzonego terenu, gdzie postanowiono urz¹dziæ latrynê.Zdjê³a spodnie i za³atwi³a swoj¹ potrzebê.Kilku mê¿czyzn patrzy³o w jej kierunku mimo mroku, staraj¹c siê dostrzec choæ kawa³ek obna¿onego cia³a.Wychodz¹c z zaznaczonego obszaru stara³a siê patrzeæ wprost na nich.Stali pochyleni, ze zwieszonymi g³owami, a sierp ksiê¿yca i gwiazdy oœwietla³y ich twarze lodowatym blaskiem.Tak siê to wszystko skoñczy³o.W g³êbi serca mia³a nadziejê, ¿e coœ wyjdzie z bramy.To by³a ich jedyna szansa na unikniêcie wyroku.Czy zielone linie by³y prawdziwe, czy mo¿e siê jej to przywidzia³o?Przez kilka minut nas³uchiwa³a z rêkoma wciœniêtymi do kieszeni.Zimno pozbawi³o j¹ ca³ej energii, mia³a œcierpniêt¹ twarz.Wiatr wydyma³ p³Ã³tno.Obawiaj¹c siê, ¿e stra¿nicy mog¹ strzeliæ, cofnê³a siê odruchowo.Zacz¹³ padaæ deszcz, a ciemna chmura przes³oni³a ksiê¿yc.Z trudem widzia³a swoje rêce.Kolejne krople spada³y na jej g³owê.Wytê¿y³a uwagê i nas³uchiwa³a odg³osów zza ogrodzenia.Nie by³o s³ychaæ253¿adnych g³osów.Ani koni, ani kroków.Tylko deszcz uderzaj¹cy o p³Ã³tno i œwist wiatru.Ksiê¿yc wy³oni³ siê na chwilê.Lugotorix sta³ obok niej.By³ ogromny i ub³ocony.Bez s³owa, dotykaj¹c tylko jej ramienia kaza³ jej spojrzeæ na lewo.Za ogrodzeniem wznosi³ siê œwietlisty miecz, tak szeroki jak rozpostarte ramiona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]