[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślała, że wpobliżu musi być mała dolina o pionowych ścianach z przytulną jaskinią, w którejlwica wcześniej wydała na świat parę zdrowych kociaków.To było ulubione miejscewypoczynku.Kocięta bawiły się, walcząc o zakrwawiony kawałek mięsa, odrywając zniego małe kąski swymi mlecznymi zębami, podczas gdy syty samiec wylegiwał się wporannym słońcu, a gładkowłosa samica pobłażliwie obserwowała zabawy dzieci. Wspaniałe drapieżniki były panami swego terytorium.Nie musiałysię niczego obawiać, nie miały powodu, by spodziewać się napaści ze strony swychofiar.W codziennych warunkach renifery nie zbliżyłyby się tak bardzo do terenuzamieszkałego przez ich naturalnych wrogów, ale krzyczący, jadący na koniuczłowiek wprawił je w panikę.Rwąca rzeka nie zatrzymała spłoszonego stada.Rzuciły się wpław i nim się zorientowały, znalazły się pośród stada lwów.Obiestrony były zaskoczone.Reny za późno jednak pojęły, że umykając przed jednymniebezpieczeństwem, wpadły w drugie jeszcze gorsze, i rozpierzchły się nawszystkie strony. Ayla poszła po śladach i domyśliła się zakończenia historii.Jeden z kociaków nie zdążył się schować przed wierzgającymi kopytami i zostałzadeptany przez wystraszonego renifera. Kobieta uklękła obok dziecka lwa jaskiniowego i doświadczonymidłońmi szamanki szukała śladów życia.Kocię było ciepłe, prawdopodobnie miałopołamane żebra.Było bliskie śmierci, ale nadal oddychało.Ze śladów na piaskuAyla wiedziała, że lwica znalazła swoje dziecko, trącała je nosem, aby wstało,lecz bezskutecznie.Potem, zwyczajem wszystkich zwierząt - z wyjątkiem tychchodzących na dwóch nogach - które muszą pozwolić, by słabe umarły, jeżelireszta ma przetrwać, zainteresowała się swą drugą pociechą i odeszła. Jedynie u zwierząt zwanych ludźmi przetrwanie opierało się naczymś więcej niż tylko sile i sprawności.Cherlawy w porównaniu ze swoimidrapieżnymi konkurentami człowiek, aby przetrwać, polegał na współpracy z innymczłowiekiem lub na jego litości. Biedne maleństwo, pomyślała Ayla.Twoja matka nie może cipomóc, prawda? Nie pierwszy raz jej serce poruszył los rannego i bezbronnegostworzenia.Przez chwilę myślała o zabraniu kociaka z sobą do jaskini, aleszybko zarzuciła ten pomysł.Brun i Creb pozwalali jej przynosić małe zwierzętado jaskini, aby mogła się nimi zajmować w czasie nauki sztuki uzdrawiania, choćza pierwszym razem było z tej przyczyny niemałe zamieszanie.Ale Brun niepozwolił, aby przyniosła szczeniaka wilka.Lew jaskiniowy był już prawie takduży jak wilk.Pewnego dnia osiągnie rozmiary Whinney. Wstała i spojrzała na umierającego kociaka, potrząsając głową,po czym poszła znowu prowadzić Whinney z nadzieją, że ładunek, który ciągnęła,nie utknie zbyt szybko.Gdy ruszyli, Ayla zauważyła, że hieny ruszyły za nią.Sięgnęła po kamień, wtem dostrzegła, że gromada się rozpierzchła.Mógł być tylkojeden powód.To była rola, jaką wyznaczyła im natura.Znalazły kociaka.Ale gdyw grę wchodziły hieny, Ayla nie potrafiła zachowywać się rozsądnie. - Wynoście się, śmierdziele! Zostawcie dziecko w spokoju!Pobiegła z powrotem, ciskając kamienie.Skowyt oznajmił jej, że jeden z nich niechybił celu.Hieny się cofnęły ponownie poza zasięg procy, gdy tymczasem kobietanacierała na nie pełna sprawiedliwego gniewu. - Macie! - To powinno trzymać je z dala, pomyślała, stającokrakiem nad kociakiem.Wtem przez twarz przebiegł jej krzywy uśmiech.- Co jarobię? Po co odpędzam je od kociaka, który i tak zdechnie? Jeżeli dopuszczę doniego hieny, to nie będą mnie więcej niepokoić. Nie mogę go z sobą zabrać.Nawet bym go nie uniosła.Nie całądrogę.Muszę się martwić tym, jak dociągnąć renifera.To niedorzeczne zawracaćsobie głowę kociakiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]