[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym niemniej nadal mam przy pasie miecz, którym potrafiê siê pos³u¿yæ.Na co jeszcze czekamy?- Jak daleko? - zada³ kolejne pytanie po kilku minutach szybkiego biegu.Zamiast odpowiedzi Ciemnoskóry przyœpieszy³ tylko kroku, narzucaj¹c tempo znacznie bardziej odpowiadaj¹ce czworono¿nej Lurze, ni¿ utykaj¹cemu cz³owiekowi.- Nie wiem.Mogê siê tylko domyœlaæ.Na równinie g³os niesie siê bardzo daleko.Tego dnia jeszcze dwukrotnie ze strony odleg³ych wzgórz dobieg³o nagl¹ce dudnienie.Arskane wyjaœni³, ¿e wezwanie bêdzie powtarzane do czasu, gdy wróc¹ wszyscy zwiadowcy.Noc spêdzili ukryci w niewielkim lasku.Powodowani ostro¿noœci¹ nie rozpalali ognia i po krótkiej drzemce ruszyli dalej, na d³ugo, zanim niebo rozjarzy³y poranne zorze.Jak dot¹d Fors nie straci³ orientacji, choæ poruszali siê po nowej dla niego ziemi, o której nie wspomina³ ¿aden z raportów GwiaŸdzistych.Przemierzaj¹c Krainê Wybuchu, oddali³ siê tak bardzo od znanych z map terytoriów, ¿e zacz¹³ siê niepokoiæ.Czy zdo³a wróciæ do Eyrie, tak jak to sobie ca³y czas planowa³? Czy potrafi tam dotrzeæ bez koniecznoœci przechodzenia przez miasto? By³ to przecie¿ rozleg³y kraj, a bezpieczne szlaki wci¹¿ jeszcze czeka³y na przetarcie.Trzeciego dnia znaleŸli siê nad przegradzaj¹c¹ drogê rzek¹.Wed³ug Forsa by³a to ta sama rzeka, któr¹ ju¿ kiedyœ pokonywa³.Niemal ca³y dzieñ poch³onê³o sporz¹dzenie tratwy, a gdy spuœcili j¹ na wezbrane deszczem wody, pr¹d porwa³ ich i unosi³ przez kilka mil, zanim bezpiecznie wyl¹dowali na przeciwleg³ym brzegu.Zbli¿a³ siê zachód s³oñca.Znowu odezwa³y siê bêbny, tym razem jednak dŸwiêk mia³ natê¿enie gromu.Arskane z zadowoleniem skin¹³ g³ow¹ - by³ to najlepszy dowód, ¿e id¹ w dobrym kierunku, lecz w miarê s³uchania spochmurnia³, a jego d³oñ zacisnê³a siê na rêkojeœci no¿a.- Niebezpieczeñstwo - t³umaczy³ w miarê nap³ywu wiadomoœci.- Niebezpieczeñstwo - nadchodzi œmieræ - niebezpieczeñstwo - noc niesie œmieræ.- Czy to kry³o siê w bêbnieniu?Skin¹³ g³ow¹.- Jest to g³os Wielkiego Bêbna.Nigdy przedtem nie s³ysza³em takich s³Ã³w.Mówiê ci bracie, jest to niezwyk³e ostrze¿enie.S³uchaj.Fors pochwyci³ odmienny dŸwiêk, nim jeszcze jego towarzysz wzniós³ ostrzegawczo rêkê.Lekki werbel, znacznie s³abszy od dudnienia plemiennego bêbna, lecz mimo to czytelny, niós³ w g³êbi stepu czyj¹œ odpowiedŸ.Arskane ponownie zaj¹³ siê odczytaniem sygna³u: ,,Tu Uran - nadchodzê."- To Szybkorêki Uran, wódz naszych zwiadowców.Wyruszy³ na zachód, podczas gdy ja skierowa³em siê na pó³noc.Widocznie.Przerwa³, gdy¿ ciszê wieczoru jeszcze raz wype³ni³ stukot bêbna zwiadowcy.- Balacan.Balacan odchodzi - Arskane zwil¿y³ wargi - nie odezwa³ siê tylko Noraton, no i oczywiœcie ja.Choæ zastygli w oczekiwaniu wytê¿ali s³uch przez d³ugie minuty, nie doczekali siê nastêpnej odpowiedzi.Za to po okresie ciszy ponownie rozleg³ siê apel szczepu i przetoczywszy siê przez otwarte pola, pomkn¹³ w noc.Dopiero o œwicie przystanêli na chwilê, aby siê posiliæ.Od jakiegoœ czasu bêbny milcza³y i milczenie to wyda³o siê Forsowi z³owieszcze, widz¹c jednak zasêpion¹ twarz Arskane'a, wola³ nie zadawaæ ¿adnych pytañ.£owca gna³ jak szalony, sprawiaj¹c chwilami wra¿enie, jakby zapomnia³, ¿e razem z nim biegnie ktoœ jeszcze.Chc¹c zyskaæ na czasie wkroczyli na wiod¹c¹ w dobrym kierunku drogê Przodków, a gdy ta skrêci³a, pomknêli wydeptan¹ przez zwierzêta œcie¿k¹, rozbryzguj¹c ka³u¿e i przeskakuj¹c przecinaj¹ce j¹ liczne strumyki.W pewnej chwili sp³oszyli stado jeleni, które b³yskaj¹c biel¹ ogonów skry³y siê wœród zaroœli.Wkroczyli na niewielk¹ polankê.Zdyszany Fors zwolni³ nieco, a gdy podniós³ g³owê, dostrzeg³ wiruj¹ce w górze czarne kszta³ty.Dopad³ Arskane'a i chwyci³ go za ramiê.- Ptaki œmierci.Si³¹ zatrzyma³ zwiadowcê.Gdzie ptaki œmierci zbiera³y siê na ucztê, tam zawsze pojawia³y siê k³opoty.Rozdzia³ 12Forpoczty wojnyW p³ytkim zag³êbieniu gruntu, na poplamionej, stratowanej trawie le¿a³ martwy cz³owiek.Arskane przyklêkn¹³ obok cia³a, podczas gdy Lura, warcz¹c i szczerz¹c k³y, odpêdza³a rozwrzeszczane stado padlino¿ernych ptaków.- Nie ¿yje, zosta³ przebity w³Ã³czni¹.- Jak dawno? - zapyta³ Fors.Mo¿liwe, ¿e dzisiaj rano.Poznajesz te znaki? - zaciskaj¹c zêby ³owca wyrwa³ u³amane drzewce, zakoñczone pokrytym gêst¹ krwi¹, podobnym do liœcia grotem.- Koczownicy.To jest kawa³ek ich lancy, a nie w³Ã³cznia.Ale kto.Arskane wytar³ garœci¹ trawy zniekszta³con¹ twarz zmar³ego.-- Noraton - rzuci³ krótko.- Wiêc taki los spotka³ ostatniego zwiadowcê.Nic dziwnego, ¿e nie móg³ odpowiedzieæ na wezwanie.Ciemnoskóry nerwowo wyciera³ rêce, jakby razem ze œladami krwi chcia³ zmazaæ pamiêæ o tym, co widzia³.Twarz mia³ stê¿a³¹, niczym kamienna maska.Gdy plemiê wysy³a zwiadowców, sk³adaj¹ oni przysiêgê, ¿e dobêd¹ miecza jedynie w obronie w³asnej, tylko wtedy, gdy zostan¹ zaatakowani.Powinni zachowywaæ siê pokojowo, jeœli tylko jest to mo¿liwe.Noraton by³ m¹drym, spokojnym cz³owiekiem, czasami nawet zbyt opanowanym.Nigdy nie uwierzê, aby to on sprowokowa³ potyczkê.- Twój lud wêdruje na pó³noc w poszukiwaniu nowych siedzib - powoli zastanawia³ siê Fors.- Koczownicy s¹ niezwykle dumni i popêdliwi.Was/e pojawienie siê mogli potraktowaæ jako zagro¿enie dla w³asnego sposobu ¿ycia.Wiesz przecie¿, jak bardzo przywi¹zani s¹ do starych zwyczajów i wierzeñ.- Wiêc chc¹ przy u¿yciu miecza wyt³umaczyæ nam swoje racje? Dobrze, ieœli chc¹ walki, bêd¹ j¹ mieli - Arskane pochyli³ siê nad zw³okami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]