[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Osobiœcie nie oczekujê ?yt wiele po tych danych.Jednak Sonda dostrzeg³acoœ, czego ly nie mo¿emy dostrzec z Uk³adu S³onecznego.A by³a tylkoodleg³oœci kilku miesiêcy œwietlnych.Nie powinno byæ ¿adnej tónicy.Niektórzy z nas czuj¹, ¿e Rotor znalaz³ coœ, i¿e sta³o ê to szybko.A to sprowadza nas do ciebie.- Dlaczego do mnie?- Poniewa¿ twoja by³a ¿ona sta³a na czele Projektu Sondy.105- Niezupe³nie.Zosta³a naczelnym astronomem po nadejœciu danych z Sondy.- Wczeœniej jednak pe³ni³a wa¿n¹ funkcjê, no a póŸniej zosta³a szefow¹.Czy nigdy nie mówi³a ci, co znaleŸli wdanych z Sondy?- Ani jednego s³owa.Poczekaj, powiedzia³eœ, ¿e aparaty Sondy zdo³a³y siêgn¹æ w najdalszy zakamarek nieba?-Tak.- Co to znaczy „najdalszy zakamarek"?- Nie jestem^do koñca pewny, czy mogê przekazaæ ci dok³adne dane.Myœlê, ¿e „najdalszy zakamarek" obejmujejakieœ 90 procent nieba.- Lub wiêcej?- Mo¿e wiêcej.- Zastanawiam siê.- Nad czym siê zastanawiasz?- Na Rotorze by³ taki facet, Pitt, który wszystkim kierowa³.- Wiemy o tym.- Tak, ale ja chyba wiem, jak on by post¹pi³.Da³by wam trochê danych z Sondy, niezbyt du¿o za ka¿dym razem,tak ¿eby wygl¹da³o, i¿ przestrzega Umowy o Dostêpnoœci Nauki, ale bez przesady.I w momencie odlotu Rotorapozosta³oby dziwnym zrz¹dzeniem losu trochê danych, jakieœ 10 procent lub mniej, których nie zd¹¿y³ przekazaæ.Iw³aœnie 10 procent lub mniej jest wa¿ne.- Myœlisz, ¿e tam znajduje siê informacja o celu Rotora?- Mo¿e.- No tak, ale my nie mamy tych danych.- Macie je.- Jak to?- Przed chwil¹ zastanawia³eœ siê, co takiego by³o na fotografiach z Sondy, czego nie mo¿na by³oby dostrzec zUk³adu S³onecznego.Po co wiêc marnujecie czas na to, co wam dali.Zróbcie mapê tej czêœci nieba, której wam niedali, i zbadajcie tê czêœæ na w³asnej mapie.Zadajcie sobie pytanie, czy na waszej wszystko wygl¹da tak jak nahipotetycznej mapie sporz¹dzonej prze Sondê i dlaczego.Ja przynajmniej tak bym post¹pi³.Glos Fishera podniós³ siê prawie do krzyku.- IdŸ do nich! Powiedz im, ¿eby sprawdzili tê czêœæ nieba, której nie maj¹!106- Hokus-pokus - powiedzia³ zamyœlony Wyler.- Nie.nieprawda.To ca³kiem proste.ZnajdŸ tylko kogoœ iBiurze, kto naprawdê u¿ywa mózgu zamiast siedzieæ nanim, no¿e uda siê wam.- Zobaczymy - odpowiedzia³ Wyler.Wyci¹gn¹³ rêkê do Fishera.Bher zawy³ i odwróci³ siê plecami.i? Nastêpnym razem Wyler pojawi³ siê po kilku miesi¹cach.Fi-Iter nie przywita³ go radoœnie.By³ to jego dzieñwolny od pracy fchcia³ spêdziæ go w spokoju na czytaniu ksi¹¿ki.Fisher nie nale¿a³ do ludzi, którzy twierdzili, ¿e ksi¹¿ki by³y Imdziestowiecznym prze¿ytkiem, i ¿e obecnie liczy siêwy³¹cznie fchnika ogl¹dania.W ksi¹¿kach by³o coœ takiego - myœla³ - coœsamym sposobie trzymania, fizycznego przewracania kartek, te, co pozwala³o na pogr¹¿enie siê w myœlach nadprzeczytanym kstem lub nawet na drzemkê, która w przypadku filmu koñ-y³a siê poœwiat¹ niewy³¹czonego ekranumonitora.Fisher by³ •zekonany, ¿e ksi¹¿ki by³y bardziej cywilizowane ni¿ holowizja.Tym bardziej irytowa³a go niespodziewana wizyta, która przer-a³a jego letarg.- O co chodzi tym razem, Garand? - zapyta³, nie ukrywaj¹c oœci.Wyler nie przesta³ uœmiechaæ siê œwiatowo.- ZnaleŸliœmy to, dok³adnie tak jak powiedzia³eœ - jego g³os )biega³ zza zaciœniêtych zêbów.- Co znaleŸliœcie? - Fisher zdawa³ siê nie pamiêtaæ, a potem kby tkniêty nag³ym olœnieniem doda³ szybko: - Niemów mi, e chcê wiedzieæ niczego, czego nie powinienem wiedzieæ.Nie icê mieæ wiêcej k³opotów z Biurem.- Za póŸno, Krile.Potrzebuj¹ ciebie.Sam Tanayama chce siê tob¹ zobaczyæ.- Kiedy?- Jak tylko tam ciê dostarczê.- W takim razie powiedz mi, o co chodzi.Nie chcia³bym stan¹æ zed nim nie przygotowany.- W³aœnie chcê to zrobiæ.Zbadaliœmy ka¿d¹ czêœæ nieba, o któ-j nie by³o danych z Sondy.Ci, którzy to robili, zadalisobie za ^j¹ rad¹ pytanie, co takiego dostrzeg³y kamery Sondy, czego107nie mo¿na dostrzec z Uk³adu S³onecznego.Najbardziej oczywist¹ odpowiedzi¹ by³o przesuniêcie najbli¿szychgwiazd i gdy ju¿ wbili to sobie do g³Ã³w, znaleŸli coœ niezwyk³ego, coœ, czego nie mogli przewidzieæ.- No?- ZnaleŸli bardzo ciemn¹ gwiazdê z par¹laks¹ nieco wiêksz¹ ni¿ sekunda ³uku.- Nie jestem astronomem.Czy jest w tym coœ niezwyk³ego?- Oznacza to, ¿e gw¹zda ta znajduje siê w po³owie odleg³oœci od Alfa Centauri.- Powiedzia³eœ „bardzo ciemn¹".- Mówi¹, ¿e gwiazda znajduje siê za chmur¹ py³u.Pos³uchaj, ty nie jesteœ astronomem, ale twoja by³a ¿ona tak.Mo¿e to ona odkry³a tê gwiazdê? Nigdy ci o niej nie mówi³a?- Nic, ani s³owa - Fisher potrz¹sn¹³ przecz¹co g³ow¹.- Oczywiœcie.-Tak?- Przez te ostatnie kilka miesiêcy wyczuwa³o siê podniecenie wokó³ jej osoby.Ona te¿ czêsto miewa³a oczy pe³ne³ez.- Nie spyta³eœ jej, dlaczego?- Myœla³em, ¿e chodzi jej o zbli¿aj¹cy siê odlot Rotora.Ona wydawa³a siê rozradowana tym faktem, a mniedoprowadza³o to do szaleñstwa.- Z powodu córki? Fisher kiwn¹³ g³ow¹.- Ca³e te podniecenie mog³o mieæ jakiœ zwi¹zek z now¹ gwiazd¹.Wszystko pasuje.Oczywiœcie zdecydowali siêna podró¿ ze wzglêdu na tê gwiazdê, a jeœli przyj¹æ, ¿e odkry³a j¹ twoja ¿ona, lecieli na jej gwiazdê.T³umaczy to jejzachowanie i chêæ wyruszenia w podró¿.Czy dobrze myœlê?- Mo¿e.Trudno mi powiedzieæ.- W porz¹dku.O reszcie porozmawiasz z Tanayam¹.Jest z³y.Nie na ciebie, ale jest z³y.PóŸniej tego samego dnia - tym razem nie mog³o ju¿ byæ ¿adnej zw³oki - Krile Fisher znalaz³ siê w budynkuZiemskiej Rady Œledczej lub, jak nazywali j¹ pracownicy.Biura.Kattimoro Tanayam¹, stoj¹cy na czele Biura od ponad trzydziestu lat, bardzo siê postarza³ ostatnimi czasy.Holografie z jego108bliczem (a nie by³o ich zbyt wiele) pochodzi³y sprzed wielu latzrobiono je wtedy, gdy w³osy Tanayamy by³y jeszcze czarne g³adkie, sylwetka wysportowana, a wyraz twarzyœwiadcz¹cy du¿ym wigorze.Teraz Tanayama by³ siwy, lekko przygarbiony (nigdy nie by³ ysoki) i dosyæ w¹t³y.Prawdopodobnie zbli¿a siê -myœla³ Fisher do wieku emerytalnego, jeœli przyj¹æ, ¿e nie zamierza umrzeæ odczas pe³nienia obowi¹zkóws³u¿bowych.Jednak jego oczy -ik zauwa¿y³ Krile - by³y jak zawsze ¿ywe, œwidruj¹ce niemal, od w¹skimipowiekami.Fisher mia³ trochê k³opotów ze zrozumieniem Tanayamy.Anielski by³ najbardziej uniwersalnym ziemskimjêzykiem, jednak 'go wersja u¿ywana przez Japoñczyka znacznie ró¿ni³a siê od dmiany pó³nocnoamerykañskiej, doktórej przyzwyczajony by³ Isher.- No tak - powiedzia³ ch³odno Tanayama - zawiod³eœ nas na otorze, Fisher.Nie by³o sensu dyskutowaæ na ten temat, a zreszt¹ jakakol-lek dyskusja z Tanayama nie mia³a sensu.- Tak, dyrektorze - odpowiedzia³ bez ¿adnego wyrazu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]