[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapomnia³em tylko, jak siê to miejsce u licha nazywa.- I có¿ dalej?- Mia³ tam istne ³añcuchy tych diun, id¹ce jedna zadrugimi, wzd³u¿, wszerz i w g³¹b.A morze wci¹¿ mu jeszcze podrzuca³onajczystszego piasku na to Barykowe wybrze¿e.- Morze zawsze ma przyzwyczajenie wyrzucaæ piasek nawybrze¿e.- S³usznieœ to zauwa¿y³, choæ niezbyt grzecznie.- Nie dostrzegam w tym, com powiedzia³, nic niegrzecznego.- Skoro to, coœ powiedzia³, nie jest niegrzecznoœci¹,wiêc eo ipso jest grzeczn¹ uwag¹.Uczymy siê, mój ma³y, do staroœci.Jana przyk³ad dowiadujê siê oto w tej chwili, jak wygl¹da grzecznoœæm³odych rewolucjonistów.Ale wracajmy do tamtego doktora Baryki.Okaza³osiê, ¿e miejscowoœæ, któr¹ on naby³ od niemieckiego posiadacza,po³o¿ona na cyplu wchodz¹cym w morze, by³a niegdyœ tam, w praprawiekach,dnem jakiejœ przedhistorycznej rzeki, gdy¿ poza wybrze¿nymi wydmamici¹gn¹³ siê tam w¹ski pas torfowisk.Torf tam le¿a³ dziewiêciometrowympok³adem.Pod torfem zaœ by³ szczery, czysty, z³oty piasek, taki sam jak wdiunach przymorskich, tylko oczywiœcie starszy od tych wydm o kilkadziesi¹tczy kilkaset stuleci.Kto go tam wie!.- I có¿ ten doktór?- Ten doktór Baryka sprowadzi³ sobie morzem z Ameryki przezGdañsk jak¹œ ogromn¹ i cudaczn¹ maszynê, która za jednym zamachem wybierai odk³ada na boki torf dziewiêciometrowy w ci¹gu godziny w takiej iloœci,jakiej nie wykopa³oby stu ludzi w ci¹gu tygodnia.- A to dopiero morowa maszyna!- Nie wierzysz? A patrz¿e, co siê nie dzieje.Nasz kuzynBaryka torf wysuszony w specjalnych suszarniach sprzeda³ na opa³, a w ogromnymtorfowisku wybiera³ wci¹¿ kana³ id¹cy w pó³okr¹g, na dziewiêæ metrówg³êboki i kilkanaœcie szeroki a zawracaj¹cy wylotem swoim znowu do morza.Utworzy³ coœ w rodzaju ogromnej litery U, brzuœcem dolnym zwrócone do l¹du,a górnymi, szeroko rozstawionymi szczytami ³¹cz¹ce siê z morzem.Te dwaszczyty po³¹czy³ z morzem, gdy kana³ zosta³ obustronnie drzewemocembrowany.- Ciekawy kana³ ! I có¿ dalej ?.- Ca³y ów kana³ le¿y ni¿ej od poziomu morza, ni¿ejnawet od jego dna przy brzegach, gdzie siê od wyrzucanych wci¹¿ piaskówpoziom dŸwign¹³ w górê.Ca³a ta kombinacja zale¿a³a od studium morza wtej jego czêœci.Nasz imiennik przeprowadzi³ pilne badanie morza, gdy tampocz¹tkowo defilowa³ po wybrze¿u - a zw³aszcza badanie pewnego silnegopr¹du przybrze¿nego, który z oceanu poprzez Zund, Kattegat i Skagerrak idzieku wschodowi.Lewe ramiê kana³owej litery U nasz Baryka podstawi³ niejako podów pr¹d zachodni i wpuœci³ olbrzymi¹ si³ê wodn¹ do wnêtrza.Wpuszcza³Ã³w pr¹d zachodni jednym ramieniem kana³u, a drugim go wylewa³.Olbrzymiasi³a wodna nag³ym pêdem przebiega³a przez jego kana³.Wzd³u¿ owegokana³u pobudowa³ fabryki, poruszane przez turbiny, ustawione tu i tam naca³ej d³ugoœci.By³a to po prawdzie jedna wielka fabryka: olbrzymia hutaszklana.- Ty by³eœ tam, tata?Seweryn Baryka odpowiedzia³ po namyœle:- Oczywiœcie! By³em.Szkli³bym ci to tak w ¿ywe oczy,gdybym nie by³?- Ale co to ma wspólnego z „now¹ cywilizacj¹”?- Jak¿e! Od tego siê ta cywilizacja zaczê³a.- Od jednej szklanej huty?- Tak!- Jakaœ - mam wra¿enie - krucha i ³atwo t³uk¹ca siêcywilizacja.- Przeciwnie! Najmocniejsza na tym padole z ¿elaza i betonu.- Szk³o siê ³atwo t³ucze.- Nie takie szk³o! Baryka - nasz imiennik - produkuje szk³obelkowe.Za pomoc¹ olbrzymiej si³y, któr¹ ma darmo od pr¹du zachodniego,zw³aszcza wobec wiatrów zachodnich, które tam trwaj¹ niemal stale, otrzymujeniezmiern¹ masê popêdu elektrycznego, z które- go pomoc¹ topi piaseknadmorski.- To, oczywiœcie, jego sekret?- Sekret.Z olbrzymiej masy p³ynnej wyci¹ga gotowe belki,tafle, kliny, zworniki, odlane, a raczej ulane wed³ug danego architektonicznegoplanu.Ca³y szklany parterowy dom, ze œcianami œciœle dopasowanymi z belek,które siê sk³ada na wieniec, a spaja w ci¹gu godziny, Z pod³og¹, sufitem idachem z tafel - oddaje nabywcy gotowe.W domach tego typu, wiejskich, czyli jaksiê dawniej mówi³o, ch³opskich, nie ma pieców.Gor¹ca woda w zimie idziedoko³a œcian, wewn¹trz belek, obiegaj¹c ka¿dy pokój.Pod sufitem pracuj¹szklane wentylatory normuj¹ce po¿¹dane ciep³o i wprowadzaj¹ce do wnêtrzazawsze œwie¿e powietrze.- W lecie musi byæ w takim domeczku niczym w Baku na rynkupodczas kaniku³y.- Mylisz siê, niewierny! Tymi samymi wewnêtrznymi ruramiidzie w lecie woda zimna obiegaj¹ca ka¿dy pokój.Woda och³adza œciany,wskutek czego jest w takim domku podczas najwiêkszego upa³u jak w bakiñskiejnaszej piwnicy, tylko bez jej zgnilizny i odoru.T¹¿ wod¹ zmywa siê staleszklane pod³ogi, œciany i sufity, szerz¹c ch³Ã³d i czystoœæ.Nawet niewymaga ci to ¿adnej pracy specjalnej, gdy¿ rury od- prowadzaj¹ce zu¿yt¹wodê i wszelk¹ nieczystoœæ uchodz¹ do szklanych kloak, wkopanych opodal wziemiê.- Jakieœ gablotki, do licha, nie ludzkie mieszkania!- Istne gablotki.Ch³op polski, niezbyt, powiedzmy,przepadaj¹cy za czystoœci¹, jak to jest wszêdzie na wsi, przy pracy ko³o krów,koni, kóz i owiec - choæby nie chcia³, musi sobie w izbie zaprowadziæ,zapuœciæ - uwa¿asz - czystoœæ, ¿eby mu snadŸ w izbie szklanej nie by³ogor¹co.Wci¹¿ mu baba zmywa izbê, œciany, pod³ogê - a wilgoci ani krzty,bo nie ma co gniæ ani pleœnieæ, ani œmierdzieæ widzialnym czy niewidzialnymbrudem, jako ¿e naczynia wszystkie, sprzêty, graty, meble - szklane.- Oszaleæ!- Oszaleæ, ale z zachwytu.Bo te domy komponuj¹ artyœci.Wielcy artyœci.Dzisiaj s¹ ich tam ju¿ setki.I powiem ci, nie s¹ tonudziarze, snoby, ¿ebraki, produkuj¹ce bzdury i g³upstwa, œmieszne cudactwai ma³piarstwa dla znudzonych sob¹ i nimi bogaczów, lecz ludzie m¹drzy,po¿yteczni, twórcy œwiadomi i natchnieni, wypracowuj¹cy przedmioty ozdobne,piêkne a u¿yteczne, liczne, wielorakie, genialne a godne jak najszerszegorozmno¿enia - dla pracowników, braci swych, dla ludu.Domy s¹ kolorowe,zale¿nie od natury okolicy, od natchnienia artysty, ale i od upodobaniamieszkañców.S¹ na tle okolic leœnych domy œnie¿nie bia³e, w równinach -ró¿owe, w pagórkach - jasnozielone, z odcieniem fioletu albo kolorunasturcji.Domy te s¹ najwymyœlniej, najfantastyczniej, najbogaciej zdobione,wed³ug wskazañ artystów i upodobañ nabywców, bo belkê œciany i taflêdachu mo¿na w stanie jej p³ynnym zabarwiæ, jak siê ¿ywnie podoba.Co tylkobezgraniczna fantazja kolorysty mo¿e pocz¹æ i ujrzeæ w boskiej tajemnicyorganu oka, w darze niebios, we wzroku - jaka tylko barwa jawi siê w przepychukwiatów na ³¹ce pod koniec czerwca, to wszystko, to wszystko ujête wnatchnieniu, sformu³owane przez twórcz¹ œwiadomoœæ, artystyczn¹m¹droœæ i akty pracowitej woli, zobaczysz w zewnêtrznych i wewnêtrznychkompozycjach kolorowych chat nowoczesnych polskich ch³opów.S¹ to istnemarzenia futurystyczne, ucieleœnione w podatnym i pos³usznym szklanymmateriale.- I tyœ to widzia³ tam`? Takie wsie? Tata!- Jak¿e! Ca³e okolice, powiaty, województwa! Bo to ci posz³ojak morowa zaraza, skoro siê ludzie zwiedzieli.Któ¿ by chcia³ mieszkaæ wpróchniej¹cym, gnij¹cym i zjedzonym przez grzyby drewnianym chlewie albo wciupie szerz¹cej reumatyzmy, gruŸlice i szkarlatyny, w murowanym wiêzieniucuchn¹cym wilgoci¹ i myszami, wœród œcian, w które wros³y wszelakiechoroby? Szklane domy kosztuj¹ niezmiernie tanio, gdy¿ przecie przy ichbudowie nie ma mularzów, cieœlów, stolarzy i gonciarzy.Sam materia³ jeno,transport na miejsce i dwu, trzech monterów.Sam dom - bez robót ziemnych -buduje siê w ci¹gu trzech, czterech dni.Jest to bowiem tylko sk³adanieczêœci dopasowanych w fabryce.Materia³, nawet z wynagrodzeniem artystów,nie kosztuje nad morzem dro¿ej ni¿ na miejscu drzewo budulcowe.Nie mówiêju¿ o cegle, wapnie i p³acy robotnika, strajkuj¹cego wci¹¿ z racjirosn¹cej dro¿yzny- A w fabryce tego naszego kuzynka ju¿ nie strajkuj¹?- Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]