[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co oni mog¹ wiedzieæ! - Ze z³oœci¹ wznowi³ spacer.- Wol¹ wierzyæ zdrajcom i lewakom! Prostytutkom takim jak Lopez!Nie czuj¹c najmniejszego wspó³czucia dla sytuacji Vargasa odpar³em: - By³ waszym ambasadorem w Waszyngtonie, i jest pañskim szwagrem.Prze³kn¹³, by siê opanowaæ.- Tak, ale chcia³ zaj¹æ moje miejsce.Spiskowa³ wraz z innymi.Uciek³ dopiero wtedy, kiedy go odwo³a³em.Zdrajca.A oni zapraszaj¹ go do Kongresu i wys³uchuj¹ jego bredni.- W istocie jego œwiadectwo powa¿nie szkodzi.Ale jeszcze bardziej szkodz¹ polityczne morderstwa i znikanie ludzi bez œladu.- I na tym odcinku sytuacja uleg³a poprawie.- Bardzo marginesowo.Ze stu piêædziesiêciu dwu ludzi w ubieg³ym miesi¹cu, liczba spad³a do stu trzydziestu jeden zamordowanych i zaginionych w bie¿¹cym.A zosta³y jeszcze cztery dni do koñca miesi¹ca.Vargas wzruszy³ lekcewa¿¹co ramionami.- Na to potrzeba czasu.W kraju jest zbyt du¿e napiêcie, rozbucha³y siê pasje.Naród nienawidzi wywrotowców.Nie zawsze ³atwo jest opanowaæ ludzkie pasje i gniew.- Zwracam jednak¿e uwagê, ekscelencjo, ¿e w ci¹gu dwunastu miesiêcy odnotowano tysi¹c piêæset morderstw politycznych i znikniêæ ludzi.A nie by³o ani jednej rozprawy, nikt nie zosta³ skazany.Roz³o¿y³ bezradnie rêce.- S¹dy wymagaj¹ dowodów.Trudno je uzyskaæ.- Tego jestem pewien.G³osowanie w Kongresie ma siê odbyæ za dwa tygodnie i nie jestem pewien, czy nawet osobista interwencja prezydenta potrafi ocaliæ ten pakiet pomocy.Przetar³ twarz d³oni¹.Rozb³ys³y pierœcienie.- Trzy dni przed pañskim przyjazdem, pañski zastêpca, Bowman, by³ tutaj na przyjêciu.Pogratulowa³ mi sukcesów w przywracaniu praw cz³owieka.Powiedzia³ mi, ¿e opracowuje w tej sprawie raport, który przeka¿e panu do podpisu.- Tak, to prawda.Mam ten raport na biurku.- Wyœle go pan?Pokrêci³em przecz¹co g³ow¹.- Wyœlê mój w³asny raport.Ale dopiero za dziesiêæ dni.A jego zawartoœæ bêdzie zale¿a³a od spe³nienia trzech warunków.- Warunków? - Na twarzy Vargasa odmalowa³o siê zdumienie.- Tak, warunków.- Czu³em, ¿e znika moja niepewnoœæ, a wraz z ni¹ uleg³oœæ.- Abym móg³ wys³aæ raport i zalecenia oraz sugestie podobne do tych zawartych w raporcie Bowmana, musi nast¹piæ w ci¹gu najbli¿szych dziesiêciu dni rzeczywista poprawa.W przeciwnym wypadku wyœlê raport negatywny.Vargas otworzy³ szeroko usta jak ryba wyjêta z wody.Ujrza³em z³ote koronki na jego tylnych zêbach.Jego zarozumia³oœæ nie dopuszcza³a myœli, ¿e ktoœ móg³by mu coœ podobnego powiedzieæ.Ci¹gn¹³em dalej: - Warunek pierwszy: koniec z morderstwami i znikaniem ludzi.I niech pan mi nie odpowiada, ¿e to jest niemo¿liwe.Wiem o tym, ¿e kieruje tym pañski brat, pu³kownik Jaime, który ma gabinet w pó³nocnym skrzydle budynku.Tak, tego budynku.Zak³adam te¿, ¿e pan osobiœcie aprobuje nazwiska potencjalnych ofiar.Warunek drugi: uniwersytet ma zostaæ otwarty, wyk³ady wznowione, czterej zatrzymani profesorowie zwolnieni i albo otrzymaj¹ zezwolenie na dalsze nauczanie albo na wyjazd z kraju.Warunek trzeci: oficerowie brygady “Marazon”.jednostki, która przeprowadzi³a masakrê Metysów w prowincji Higo, w kwietniu ubieg³ego roku, zostan¹ bezzw³ocznie oddani pod s¹d.Vargas sta³ przede mn¹ jak szykuj¹cy siê do wybuchu wulkan.¯a³owa³em, ¿e nie mog³em dostrzec wyrazu jego oczu za ciemnymi szk³ami.Odwróci³ siê na piêcie i podszed³ do okna.Ponad jego ramionami dostrzega³em plac Estebana Chamarro, dalej stadion pi³ki no¿nej, a prawie na horyzoncie rude mury budynków uniwersyteckich.Odwróci³ siê od okna i zacz¹³ mówiæ, ¿e uniwersytet jest wylêgarni¹ rewolucji, siewc¹ zarazków zniszczenia.By³ bardzo wymowny, elokwentny w swoim gniewie, wykazywa³ doskona³¹ pamiêæ.Rzek¹ p³ynê³y nazwiska.Robert Bermudez, Carlos Fombona, “prostytutka” Maria Carranza i inne.Wszyscy z uniwersytetu poszli prosto w góry, wszyscy ci komuniœci, którzy w swej ohydnej arogancji oœmielili siê nazwaæ swój ruch imieniem za³o¿yciela pañstwa - Estebana Chamarro.Z pewnoœci¹ obraca siê on teraz w swym katedralnym grobie.Zszargali nazwisko cz³owieka, który walcz¹c o wolnoœæ k¹pa³ siê we krwi Hiszpanów.Teraz wysmarowali go czerwieni¹ marksizmu, wykorzystuj¹ dla niecnych celów propagandy kierowanej do analfabetów.A Bermudez! Syn biednej rodziny, dziêki hojnoœci innej rodziny, w³aœnie Vargasów, otrzyma³ uniwersyteckie stypendium.I jak siê odp³aci³? Ugryz³ rêkê, która go karmi³a.I chce, ¿eby gryŸli inni, przygotowuje do tego swoich wspólników.Ostrzy im zêby!Fombona! Ni mniej, ni wiêcej tylko syn pu³kownika.Z pewnoœci¹ narkoman.Nienawidzi swego ojca.Urzeczony Bermudezem zostaje jego praw¹ rêk¹.Jest od niego jeszcze bardziej fanatyczny.Wykszta³cony na tym w³aœnie uniwersytecie.Carranza.WiedŸma.Prostytutka.Suka! I wszystko to s¹ absolwenci uniwersytetu w San Carlo.Uniwersytetu, który otrzyma³ Fundacjê Vargasów! A on, Vargas, ma ponownie otworzyæ ten uniwersytet, otworzyæ ranê i wykrwawiæ siê na œmieræ?- Komunizmu nie mo¿na zwalczyæ ignorancj¹ - odpowiedzia³em krótko.- Uniwersytet musi zostaæ ponownie otwarty - Pojedynkujemy siê wzrokiem.I Vargas zaczyna rozprawiaæ o Szwadronach Œmierci.Argentyna zdusi³a komunistyczn¹ zarazê obracaj¹c przeciwko komunistom ich w³asn¹ broñ - stosuj¹c terror.Podobnie zrobi³y Urugwaj i Chile.I uda³o siê.To jest jedyna metoda.To jest walka z robactwem.Odpowiedzia³em: - Morderstwa musz¹ ustaæ.Zabijaj¹c jednego komunistê zabija pan przy okazji piêciu niewinnych.Zabijaj¹c jednego niewinnego sprawia pan pojawienie siê piêciu nowych komunistów.Zd¹¿a pan do katastrofy.Vargas zmieni³ temat: - Jak¿e mo¿na oddawaæ pod s¹d oficerów za wierne wykonywanie rozkazów? Metysi w Higo ukrywali komunistów, wspomagali ich.Byli wspólnikami komunistycznych morderstw i zas³u¿yli tym samym na œmieræ.Lodowatym g³osem przypomnia³em mu: - Osiemdziesiêcioro piêcioro dzieci poni¿ej dziesiêciu lat.Nie chcieli nawet marnowaæ amunicji i rozbijali im g³owy g³azami.Dzieci nie maj¹ ¿adnej ideologii, nie wyznaj¹ ¿adnej, nie mog¹ wiêc byæ komunistami.Vargas zrezygnowa³ z dalszych wyjaœnieñ, jego gniew przerodzi³ siê w zimn¹, formaln¹ postawê.- W dniu jutrzejszym mój ambasador w Waszyngtonie wyrazi moje rozczarowanie i g³êbokie niezadowolenie z powodu pañskiej nominacji.I oœwiadczy, ¿e nie widzê mo¿liwoœci wspó³pracy.Departament Stanu to nie Kongres, to nie ¿adne prymitywne g³osowania.Jestem pewien, ¿e zostanie pan odwo³any.- I uœmiechn¹³ siê pewny siebie i swojej w³adzy.- Byæ mo¿e zostanê odwo³any i zaraz po powrocie do Waszyngtonu bêdê wezwany przez komisjê senack¹ w celu z³o¿enia wyjaœnieñ.Zwracam uwagê, ekscelencjo, ¿e tutaj, w San Carlo, jestem jedynie tykaj¹c¹ bomb¹.W Waszyngtonie bomba wybuchnie.- Pañska kariera bêdzie skoñczona.- I tak dobiega koñca.Za dwa lata przechodzê na emeryturê.- Móg³by pan przejœæ na emeryturê jako bogaty cz³owiek.Bogaty ponad wszelkie wyobra¿enia.ponad marzenia.Wsta³em.- Wystarczy mi pieniêdzy, ekscelencjo.A marzê nies³ychanie rzadko.Chcia³bym, ¿eby mnie pan dobrze zrozumia³: reprezentujê kraj, który pana utrzymuje.Nie znoszê pana i pañskich metod, choæbym nawet jeszcze bardziej nienawidzi³ komunizmu.Mogê pozostaæ instrumentem dzia³ania na rzecz dalszego utrzymywania pana przy w³adzy, ale jedynie przy spe³nieniu warunków, które wyliczy³em.Patrzê teraz na malutki magnetofon po œrodku biurka i s³yszê moje ostatnie s³owa przed wyjœciem.Gdy zbli¿y³em siê wtedy do drzwi, spojrza³em raz jeszcze na Vargasa.Sta³ na czerwonym dywanie.Iskrz¹cy siê z³otem dyktator pod œwiecznikami.- Niech pan pamiêta, Vargas, ¿e œwiat skrajnoœci nie jest p³aski.Œwiat jest okr¹g³y, skrajnoœci siê stykaj¹ i stapiaj¹.I pan tkwi w³aœnie w miejscu, gdzie siê stapiaj¹.Taœma magnetofonowa zarejestrowa³a jeszcze trzaœniecie drzwi.Dalej jest tylko szum.Wreszcie Calderon wstaje i wy³¹cza magnetofon.Potem opada na swój fotel.Nabrzmiewa cisza.Podnoszê g³owê i patrzê na niego.On patrzy na mnie.Ma dziœ na sobie rozpiêt¹ do po³owy piersi bia³¹ koszulê obszyt¹ falbank¹ wzd³u¿ gorsu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]