[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byli tak cholernie uprzejmi, ¿e a¿ ciarki mnieprzechodzi³y.Dos³ownie ¿artowali ze mnie.Zaprowadzili mnie do pokoju i tamle¿a³a Susan, a w³aœciwie to, co z niej zosta³o.¯a³uje, ¿e tam poszed³em.Widzia³ pan ten stary film “Potwory”? By³ tam facet, który mia³ ludzk¹ g³owê icia³o g¹sienicy w bawe³nianej skarpecie.Widzia³ pan to? No wiêc tak wygl¹da³aSusan.Nigdy nie myœla³em, ¿e mo¿na straciæ tyle cia³a i wci¹¿ pozostaæ przy¿yciu.Widzia³em jej twarz, tê sam¹ twarz, któr¹ tak kocha³em, w koronie rudychw³osów, a pod t¹ twarz¹ nie by³o nic, tylko cia³ko nie wiêksze ni¿ œwiñska noga,zawiniête w bia³¹ bawe³nian¹ skarpetê.Charlie prze³kn¹³.W gardle mia³ sucho, ale wiedzia³, ¿e gdyby spróbowa³ napiæsiê kawy, pewnie by zwymiotowa³.- Mo¿e pan mi nie uwierzy, ale nie to by³o najgorsze - ci¹gn¹³ szeryf.-Najgorsze by³o, ¿e le¿a³a tam w s³oñcu, uœmiecha³a siê do mnie i mówi³a: “Tato”,i widzia³em, ¿e jest szczêœliwa.Zadzwonili do mnie dwa tygodnie póŸniej ipowiedzieli, ¿e odesz³a.Nic nie odpowiedzia³em.Nie ufa³em sobie.Wzi¹³emtydzieñ zaleg³ego urlopu i nie trzeŸwia³em od pi¹tku do niedzieli.- Jak mogê wydostaæ stamt¹d syna? - zapyta³ Charlie.- Pan chyba mnie nie s³ucha³, przyjacielu.Pañski syn jest tam, poniewa¿ chcetam byæ, i nie wyci¹gnie go pan stamt¹d bez pomocy piechoty morskiej.- I to samo zrobi³a pañska jedyna córka? I pan siê z tym pogodzi³?- Niech mi pan powie, co mogê zrobiæ!? - warkn¹³ szeryf i policzki mu zadr¿a³y.- Niech mi pan zdradzi chocia¿ jeden sposób! Oprócz zabicia Musette'ów ispalenia tego przeklêtego domu.a to te¿ nie pomo¿e, niech mi pan wierzy.WStanach Zjednoczonych jest dziewiêtnaœcie domów celestynów, w Europie jestwiêcej.Jeœli spali pan jeden, zostanie mnóstwo innych.To nic nie da.Charlie wsta³, opar³ rêkê na biurku i twardo spojrza³ szeryfowi w oczy.- Wiêc do tego dosz³o? - zapyta³.- W kraju, gdzie' ka¿dy ma prawo do ¿ycia iwolnoœci?Szeryf z trudem wytrzyma³ jego spojrzenie.- Czasami cena ¿ycia i wolnoœci jest cholernie wysoka.- Niech mi pan powie, kto jeszcze w Allen's Corners straci³ dziecko.- Oprócz pana Haxalta chyba jedenaœcie czy dwanaœcie osób.Niektórzy wiedz¹, cosiê sta³o z ich dzieæmi, inni nie wiedz¹.- Na przyk³ad pani Kemp? Szeryf kiwn¹³ g³ow¹.- Nie mówimy im, jeœli sami siê nie dowiedz¹.Chcemy im oszczêdziæniepotrzebnego bólu.Charlie przetar³ oczy rêk¹.Mia³ wra¿enie, ¿e œni i nie mo¿e siê obudziæ, aleten sen by³ zbyt dok³adny i szczegó³owy, za bardzo przypomina³ rzeczywistoœæ.- Powiem panu, co zrobiê - odezwa³ siê szeryf.- Pojadê do “Le Reposoir” iosobiœcie porozmawiam z nimi o pañskim synu.Martin, tak ma na imiê?- Pan musi go stamt¹d wyci¹gn¹æ, szeryfie - oœwiadczy³ Charlie.- Nie chcê nawet pamiêtaæ, ilu rodziców mówi³o mi to samo.- Obiecujê panu, ¿e jeœli pan tego nie zrobi, ja to zrobiê.- Nie mogê pana powstrzymaæ przed sk³adaniem obietnic.Ale jako szeryf stojê nastra¿y prawa i ostrzegam pana z góry, ¿e jeœli zaatakuje pan tych ludzi albowtargnie pan na teren ich posiad³oœci i wyrz¹dzi jakieœ szkody, bêdê musia³stan¹æ po ich stronie.- Jak pan siê nazywa, szeryfie? - zapyta³ Charlie.- Podmore.- Chodzi mi o imiê.- Po co to panu? Mam na imiê Norman.- Bo chcê powiedzieæ: “Norman, mam na imiê Charlie.Ty straci³eœ córkê, ja mogêstraciæ syna.” Chcê, ¿ebyœ o tym pomyœla³, Norman, co to znaczy.I jeszczejedno, Norman.Matka ch³opca nie wie, co siê sta³o.Powiedz mi, co ja mam jejpowiedzieæ?ROZDZIA£ DWUNASTYPoszarza³y na twarzy z gniewu i frustracji Charlie wraca³ krêt¹ drog¹ do “LeReposoir”.Opony oldsmobile'a piszcza³y na smo³owanej nawierzchni.Charlieskrêci³ na podjazd i uderzy³ w bramê z prêdkoœci¹ prawie dziesiêciu mil nagodzinê.Narobi³ takiego ha³asu, jakby zatrzasnê³y siê wrota piekie³.Kilka¿elaznych prêtów wygiê³o siê, ale zamek wytrzyma³.Charlie osi¹gn¹³ tylko tyle,¿e wgniót³ zderzaki i zbi³ oba przednie œwiat³a.Wysiad³ z samochodu i wœciekle wdusi³ guzik domofonu.Monsieur Musette - którywidocznie ogl¹da³ na monitorze uszkodzenia bramy - odpowiedzia³ niemalnatychmiast.- Panie McLean, co mogê dla pana zrobiæ? Pan chyba mia³ wypadek.- Otwieraæ - za¿¹da³ Charlie.- Chcê odzyskaæ syna.- Panie McLean, wie pan równie dobrze jak ja, ¿e pañski syn woli tutaj zostaæ.- Gówno mnie to obchodzi.Chcê, ¿eby do mnie wróci³, i to zaraz.- Czy zawsze z tak¹ pogard¹ traktuje pan ¿yczenia syna?- Nie wym¹drzaj siê, ty cholerny kanibalu! - wrzasn¹³ Charlie.- Otwieraj ioddaj mi syna!- Przepraszam, ale to wykluczone.Jeœli pañski syn zmieni zdanie, oczywiœciechêtnie pana zawiadomiê.Ale w tej chwili on jest tutaj bardzo szczêœliwy.Dlaczego nie porozmawia pan z szeryfem?- Dziêkujê, ju¿ rozmawia³em - odpar³ Charlie bardziej opanowanym g³osem.- Mam nadziejê, ¿e potraktowa³ pana ¿yczliwie?- Tak, bardzo ¿yczliwie.Wszyscy tutaj s¹ ¿yczliwi, ale nie staæ ich na nicwiêcej.- No có¿, rozumiem pañskie uczucia, drogi panie.Panu nie zale¿y na ¿yczliwoœci,prawda? Panu zale¿y na mi³oœci syna.- Bêdê siê o to martwi³, kiedy mi go oddacie.- On nie jest psem, monsieur.On jest inteligentn¹ istot¹ ludzk¹ i sam potrafipodejmowaæ decyzje.- A czym wy jesteœcie? - zapyta³ Charlie.G³oœnik szczêkn¹³ i zamilk³.Charlie wróci³ do samochodu, wrzuci³ wsteczny bieg,rozpêdzi³ siê i z ca³ej si³y r¹bn¹³ w bramê.Potem cofn¹³ siê, uderzy³ po raztrzeci i po raz czwarty, póki nie us³ysza³, ¿e pokrywa ch³odnicy grzechocze, abiegi zgrzytaj¹, jakby do skrzyni nasypano t³uczonego szk³a.W bezsilnej furii zacz¹³ wrzeszczeæ na bramê “Le Repo-soir”.Potem opar³ ramionana kierownicy, pochyli³ g³owê i zap³aka³.Siedzia³ tak prawie przez piêtnaœcieminut, obserwowany przez bezduszne oko kamery zza drzew.Wreszcie wyprostowa³ siê, wyci¹gn¹³ zmiêt¹ chustkê do nosa i wytar³ sobie twarz.Zrozumia³ teraz, ¿e frontalny atak na celestynów nic nie da.Nie pomog¹ równie¿apele do policji i œrodków masowego przekazu.Celestyni wywalczyli sobienietykalnoœæ, jak¹ osi¹gaj¹ tylko prawdziwi fanatycy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]